
24 lutego wszyscy byliśmy poruszeni wybuchem wojny. Później, kiedy opadły pierwsze emocje ruszyliśmy, w zdecydowanej większości, na pomoc, najpierw na przejścia graniczne, a potem zgodnie z naszą tradycją – czym chata bogata – przyjmując uchodźców do domów, organizując noclegi, wyżywienie, odzież i co tylko się dało.
W Polsce nie powstały obozy dla uchodźców, ani wydzielone getta, jak to miało miejsce na zachodzie Europy, gdzie gremialnie oddzielano masy uchodźców z Afryki od reszty społeczeństwa tworząc prowizoryczne miasteczka, które z czasem przekształcały się w zamknięte enklawy. Tu, w Polsce, Polacy przyjęli zmarzniętych, przestraszonych ludzi do swoich domów.
Jeszcze później ruszyliśmy, najpierw ostrożnie, tuż za kordon graniczny, a potem coraz dalej i dalej, z pomocą humanitarną. Z Ukrainy prócz przygnębiających wieści o ginących cywilach, tragediach rodzin, niszczeniu miast i wsi docierały krzepiące informacje o rosnącym oporze militarnym i heroicznych bojach toczonych przeciwko sowieckiemu agresorowi.
Na dalekim zapleczu frontu Ukraińcy, chcąc odwdzięczyć się Polakom za wsparcie, ruszyli porządkować nasze cmentarze: w Hołobach, Lubomlu, Szpanowie, Żurawnikach, Ostrówkach, Złoczówce. Wielu spośród tych, którzy organizowali akcje, … Czytaj dokładniej…
Źródło: https://monitorwolynski.com/pl/
Foto: Dorota Jurkowska
Jeśli znalazłeś błąd w tekście, prosimy o powiadomienie nas zaznaczając wybrany fragment i wciskając Ctrl+Enter.